Szczęśliwi w małżeństwie - czy to możliwe?
- AKTUALNOŚCI
Z dr psycholog Jolantą Próchniewicz rozmawia Anna Dyndul
Anna Dyndul: Jakie są przeszkody w budowaniu trwałych małżeństw, w których pojawiają się dzieci?
dr Jolanta Próchniewicz: Od strony społecznej jest to postępująca laicyzacja społeczeństwa. Wszystkie badania wskazują na wysoką korelację między religijnością rodziców a liczbą dzieci w rodzinie. Dr Krzysztof Szwarc z Instytutu Wiedzy o Rodzinie i Społeczeństwie w badaniach postaw wobec rodzicielstwa potwierdza tę tezę – cechami, istotnie wpływającymi na planowaną liczbę dzieci, jest na pierwszym miejscu stosunek do religii, potem miejsce zamieszkania, liczba rodzeństwa i wzorzec rodziny ze strony rodziców. Chęć założenia rodziny wielodzietnej (z co najmniej trójką dzieci) często wskazywały osoby wierzące (szczególnie osoby wierzące głęboko). Osobami, które deklarowały, że nie chcą mieć dzieci, były przede wszystkim te, które deklarowały się jako niewierzące, a także oceniające negatywnie wzorzec rodziny swoich rodziców. I tutaj pojawia się kolejny element, kolejny argument: coraz częstsze kryzysy w rodzinach nie sprzyjają poprawie sytuacji demograficznej. Kryzysy przejawiają się w takich zewnętrznych sytuacjach, jak kłótnie i awantury w domu, atmosfera napięcia, życie każdego na własną rękę, w końcowej formie – rozwód, ale przyczyny leżą znacznie głębiej i tu już wchodzimy w obszar psychologiczny: są to rozmaite zranienia z przeszłości, nieodkryte i niezaleczone traumy, deficyty (czyli braki rozwojowe), nierozwiązane problemy, z którymi wchodzimy w związek… Mamy też uzależnienia – i nie chodzi tylko o alkoholizm, ale o uzależnienia behawioralne, takie jak pracoholizm, fonoholizm, uzależnienia od bycia on line, uzależnienia seksualne (zwłaszcza oglądanie pornografii), które każdy związek mogą zniszczyć. Młodzi to widzą i nie chcą tak żyć. Szukają miłości, marzą o miłości, ale nie mają wzorców, jak taki związek zbudować.
AD: Od kiedy mówimy o głębokim kryzysie rodziny?
JP: Tak, myślę, że trzeba się cofnąć o kilkadziesiąt lat, chociaż w Polsce trochę mniej, bo paradoksalnie, system komunistyczny trochę nas ochronił, opóźnił ten kryzys. W każdym razie – w latach sześćdziesiątych rozpoczęła się w Europie i USA tak zwana rewolucja obyczajowa, która zmieniła wzorce społeczne, a zwłaszcza rodzinne. Rewolucjoniści chcieli zmienić świat – zmiana paradygmatów jest zawsze podstawową cechą rewolucji – i zaczęli burzyć autorytety. Autorytet rodzica, nauczyciela, księdza, instruktora, w ogóle osoby znaczącej był atakowany sprytnie, podstępnie i perfidnie. A przecież młody człowiek potrzebuje autorytetów, żeby mógł się rozwijać, wzrastać, dojrzewać! Kiedy więc niszczono autorytety, to młodzi ludzie tracili punkty oparcia, punkty odniesienia, i po prostu gubili się. Ponieważ proces ten trwa już wiele lat, to mamy kolejne pokolenia wychowane – a ściślej niewychowane – w takim zagubieniu. Ludzie z pierwszej fali tej rewolucji mają w tej chwili już wnuki albo i prawnuki, czyli przynajmniej trzy pokolenia zagubione, zakręcone, niedojrzałe. Dodatkowo podstawowym elementem tej rewolucji była swoboda – a w rzeczywistości swawola – seksualna, poczynając od powszechnej antykoncepcji, poprzez promocję i dostępność pornografii, rozwody od ręki, dopuszczalną aborcję, które doprowadziły do tego, co widzimy dzisiaj, czyli zamętu i chaosu w rodzinach, a w konsekwencji – zamętu, niepokoju i chaosu wewnętrznego, moralnego i psychicznego, co jednoznacznie widać w gabinetach psychologów i psychiatrów.
AD: A wpływ pandemii?
JP: Pandemia jako pandemia nie miała tu wpływu, ale rozumiem, że to skrót myślowy, a chodzi o to, co pandemia spowodowała, czyli lockdown i izolację społeczną, szczególnie trudną do przejścia dla dzieci i młodzieży i ich najbardziej wyniszczającą. Młody człowiek do prawidłowego rozwoju bezwzględnie potrzebuje grupy rówieśniczej, a został tego pozbawiony. Znowu wniosek, płynący z różnych badań, pozornie paradoksalny: młodzież z jednej strony dużo czasu spędza w sieci, wpatrując się w komórki i komputery, ale z drugiej strony, zapytani o swoje potrzeby najczęściej mówią, że relacji z drugim człowiekiem. Pandemia odebrała młodym oparcie, płynące z obecności w grupie. Wcześniej – o czym mówiłam – pozbawiono go zaufania do rodziców, do Boga, tym samym odebrano mu podstawowe punkty podparcia, został Internet i płynące z niego zagrożenia. Stąd lawinowy wzrost problemów psychicznych u dzieci i nastolatków – zarówno depresji, samookaleczeń, uzależnień jak i problemów tożsamościowych, które często przybierają formę transgenderyzmu. Wszystko ma swoje korzenie – i wszystko na swoje konsekwencje, bardzo, bardzo niewesołe. Kapitalne badania w latach 2020-2022 przeprowadził i raport z nich przedstawił Instytut Profilaktyki Zintegrowanej (IPZin), w którym stwierdzono, że „Zamiast siły witalnej, charakterystycznej dla okresu intensywnego rozwoju, wielu młodych doświadcza braku energii, obniżenia motywacji oraz nasilonych przez niestabilność współczesnego świata obaw o przyszłość. Niska kondycja psychiczna i osłabienie motywacji do rozwoju przekłada się na wymierne straty rozwojowe i edukacyjne. Wśród młodych osób, cechujących się szczególnie wysoką wrażliwością, oznacza to znaczny wzrost depresji, prób samobójczych i samobójstw w statystykach psychiatrycznych i suicydologicznych”. Dotyczy to zwłaszcza dziewcząt, bo dziewczyny zazwyczaj są „grzeczne”, stwarzają mniej problemów w nauce czy zachowaniu i otoczenie może nawet nie zauważyć obniżenia ich kondycji psychicznej i depresji, która je dopadła. Nastolatkowie dojrzewają w świecie, którego przewidywalność zburzyła pandemia, wojna na Ukrainie i ich konsekwencje. Wyniki badań i relacje psychiatrów jednoznacznie pokazują, że niestabilność zewnętrznego świata odciska się szczególnie na młodych, z których nie potrafi się zaadaptować do zmian, przeżywa zagubienie, zmaga się z lękami napadami paniki i depresją.
AD: Brzmi pesymistycznie…
JP: No cóż, takie są realia. Myślę jednak, że pewne elementy optymistyczne, pewna nadzieja, też się znajdzie. We wspomnianych badaniach IPZinu młodzież przedstawia swoje marzenia i pragnienia: najważniejszym źródłem optymizmu i nadziei dla młodzieży jest wsparcie rodziców, z którymi można porozmawiać o swoich problemach (rodzic-autorytet, ale i powiernik), dalej – rodzeństwo i dalsza rodzina, (zwłaszcza babcie!); nauczyciele poświęcający im uwagę i umiejący docenić, poza tym kontakty społeczne z przyjaciółmi i rówieśnikami, wreszcie wiara. Zatem, diagnoza już jest, teraz my, dorośli bierzmy się do roboty. Jeżeli pomożemy młodzieży teraz, to ich pokolenie – a przecież to właśnie od nich zależy przyszłość – wprowadzi nową jakość w życie.
Dziękuję za rozmowę.